piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 1






Rozdział 1

2 lata później…

Obudziłam się z krzykiem. Jak zwykle dręczyły mnie koszmary. Co noc miałam ten sam sen. Stałam nad przepaścią. W dole widziałam świat, który palił się żywym ogniem, a to, co było za mną przypominało raj. Jednak skoro nim było, to czemu tam nie wróciłam? Czemu skakałam w przepaść, w miejsce, które na pewno nie było dla mnie dobre? Spadając zawsze widziałam tą samą twarz. Twarz blondyna z oczami koloru morza i smutkiem wypisanym na twarzy. Szeptał bezgłośne “przepraszam”, jednak nigdy nie próbował mnie ratować.
Usiadłam i odgarnęłam mokre włosy z czoła. Moja prawa ręka powędrowała do łańcuszka, który zawsze nosiłam. Był jedyną pamiątką dawnego życia, którego nie pamiętałam i co najgorsze, nie potrafiłam sobie przypomnieć. Od dwóch lat byłam nową osobą. Nie znałam swojej przeszłości i nie umiałam jej rozszyfrować. Dodatkowo nikt mnie nie szukał. Tak, jakbym nie miała rodziny.
Zostałam bez przeszłości, z przyszłością, której się obawiałam. Nie wiedziałam kim jestem, kim chciałam być, jakie miałam dzieciństwo, gdzie się wychowałam… Nie wiedziałam nic.
Ta niewiedza była nie do zniesienia.
Wstałam i poszłam do łazienki, która o tej porze była jeszcze wolna. Wzięłam orzeźwiający prysznic, który obudził mnie i sprawił, że chociaż na chwilę przestałam myśleć o przeszłości.
- Carly!- zawołał Jake.- Wyłaź już!
- Mogłeś wstać wcześniej!- odkrzyknęłam.
Opuściłam łazienkę po kilku minutach. Mogłam wyjść od razu, ale zrobiłam to specjalnie. Uwielbiałam się z nim drażnić.
Zaglądając do lodówki z przykrością stwierdziłam, że nie mamy nic do jedzenia. Jedynie płatki i mleko. Cudownie.
Wyciągnęłam wszystko, co było mi potrzebne i rozłożyłam się na stole. Po chwili do kuchni przyszedł Shane. Jak zwykle wyglądał, jakby dopiero wstał.
- Nic innego nie ma?- zapytał zaspanym głosem.
- Nie.- pokręciłam głową.- Smacznego.
- Rewelacja.- mruknął.
Wziął miskę, nasypał do niej płatków i nalał mleka. Potem zaczął bawic się tym, zamiast po prostu zjeść.
- Nie śpieszysz się przypadkiem do pracy?
- Kolega mnie zastępuje. Wczoraj wziąłem jego zmianę, więc mogę spać.- wyjaśnił.
- To czemu wstałeś?
- Bo nasz sąsiad sadysta postanowił kosić trawę z samego rana. I to tuż pod moim oknem.
- Co na śniadanie?- w pomieszczeniu pojawił się Jake. Wskazałam na swoją miskę, a on spochmurniał. Chwilę potem rozpromienił się.
Podszedł do mnie i pochylił się, przytulając mnie.
- Carly, skarbie zrobisz steki na kolację?- poprosił. Zawsze tak robił, gdy czegoś chciał. Był zbyt wielkim leniem, aby zrobić coś samemu.
- Nie ma mowy.- odparłam, przedrzeźniając go.- Dzisiaj twoja kolej.
Westchnął i opadł na krzesło obok.
Do naszej trójki szybko przyłączyła się również Salome. Nuciła pod nosem jakąś melodię. Jak zwykle promieniowała radością.
- Salome, skarbie…- zaczął Jake.
- Nie ma mowy.- rzuciła.
Usiadła obok Shane’a i pocałowała go. Udałam, że nie zwracam na to uwagi, jednak Jake zrobił zupełnie co innego.
- No proszę.- jęknął.- Nie przy śniadaniu.
- I tak nic nie jesz.- zauważyłam.
- Ale mógłbym. Muszę znaleźć sobie jakąś dziewczynę. Nie wytrzymuję z nimi.- przewróciłam oczami.
- To może chociaż zacznij szukać.- powiedziałam.- Jedziesz do centrum?
- Podrzucić cię?
- Tak.
-Salome, jedziesz?- spojrzał na nią.
- Daj mi pięć minut.- Salome codziennie rano jeździła na uczelnię razem z Jake’m.
Ich uczelnie były obok siebie. Ona chodziła do akademii artystycznej, a on studiował zarządzanie.
Kwadrans później byłam już w pracy. Pracowałam jako kelnerka. Przyjmowałam zamówienia, roznosiłam jedzenie, czasem stałam za barem. Nie przepadałam za tą robotą, jednak jaką pracę może znaleźć dziewczyna bez przeszłości?
Policja znalazła mnie nieprzytomną na ulicy. Ocknęłam się w szpitalu. Nie miałam pojęcia, jak się tutaj znalazłam, ani kim byłam zanim tu trafiłam. Stałam się kimś anonimowym.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Zamrugałam i spojrzałam na wejście. Jakiś mężczyzna, sporo starszy ode mnie wszedł do środka i usiadł na jednym z krzeseł przy barze. Narzuciłam na usta lekko sztuczny uśmiech i podeszłam do niego.
- Podać coś?- zapytałam.
- Whisky.- odpowiedział. Wzięłam szklankę i nalałam do niej alkoholu. Potem postawiłam ją przed nim i wróciłam do wycierania blatu. Cudowne zajęcie. Coraz poważniej myślałam nad studiami. Chciałam dostać się na medycynę i być chirurgiem, ale nie miałam pojęcia, czy chociaż zdałam maturę.
Mężczyzna siedział przy szklance i powoli sączył napój gapiąc się w przestrzeń. Po chwili skończył i zamówił to samo drugi raz.
- Niech zgadnę.- powiedziałam podając mu szklankę.- Dziewczyna Cię rzuciła.
- Nie.- odparł.- Nie mam dziewczyny. Wylali mnie z pracy.
- To kiepsko.
Facet wypił jeszcze kilka szklanek a potem zapłacił i lekko chwiejnym krokiem wyszedł z baru. Po chwili przyszedł kolejny klient. Miał około 23 lat, chociaż w jego oczy wydawały się przeżyć już stulecia. Takich oczu nigdy się nie zapomina.
- Daj mi coś mocnego. – poprosił.
- Co konkretnie?
- Piwo.- wzięłam je z szafki, na której stało, otworzyłam i podałam mu butelkę. Praca wymagająca naprawdę wielkich kwalifikacji. Musiałam pójść na studia. Naprawdę musiałam to zrobić.
Chwilowo nie miałam zajęcia, więc oparłam się o blat. Gapiłam się w okno i obserwowałam życie za oknem. Kilka minut później znów ktoś wszedł do środka. Kolejny facet. Wyglądał podobnie do tego, który siedział i pił piwo.
Podobnie, bo obaj mieli delikatne rysy i nietypową urodę. Ich twarz była idealnie gładka, podobna do mojej. Wydawała się nigdy nie dopuścic do pokazania jakiejkolwiek oznaki starości. Oczy natomiast zdawały się być bardzo stare i kryć w sobie mądrość wielu pokoleń. Różnica polegała jedynie na tym, że ten był blondynem, a pijący piwo brunetem.
- Gabriel.- powiedział siadając obok niego.- Co tu robisz?
- Nie widzisz?- odparł podnosząc prawie pustą butelkę.- Piję.
- To nic nie pomoże.
- Zdziwiłbyś się ile pomaga. Spróbuj, chociaż nie, przecież ty jesteś święty i nie tkniesz alkoholu.- prychnął i odstawił butelkę.
- Ktoś musi zachowywać się właściwie skoro wszystkim wam odwaliło.
- Nie odwaliło nam.  A ty też nic nie robisz. Jesteśmy tu już dwa lata i co? Stoimy w miejscu!- spojrzał na mnie i poprosił o kolejne piwo. Bez słowa podałam mu je a pustą butelkę zabrałam.
- Musimy działać dyskretnie. Zwłaszcza że Samael zaginęła. Jesteśmy bezbronni i nie możemy tak po prostu zacząć walczyć.
- Po co tu przylazłeś? Człowiek nie może mieć już chwili prywatności.- znów spojrzał na mnie i poprosił o rachunek.
- 8 dolarów.- powiedziałam zabierając kolejną pustą butelkę stojącą przed nim. Chłopak wyjął portfel i odliczył 10 dolarów.
- Reszty nie trzeba.- odparł zanim zdążyłam mu ją wydać. Uśmiechnął się do mnie i wstał od stołu.- zadowolony?- rzucił koledze ostre spojrzenie. Ten jednak nie patrzył na niego. Jego wzrok skupiony był na mnie.
- Samael.- szepnął blondyn, patrząc mi prosto w oczy.

*
Na razie nie dzieje się nic ciekawego, bo to dopiero pierwszy rozdział, ale akcja szybko się rozwinie. Obiecuję.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Prolog



Byłam wściekła na Michael’a. Jak on mógł prosić mnie o cokolwiek? Po tym, co zrobił? Jak mógł oczekiwać, że mu pomogę? Teraz, po tylu latach, gdy w końcu zaczęłam zapominać? Miałam ochotę uderzyć go i wykrzyczeć mu w twarz, co o nim myślę. 
W mojej głowie znowu pojawiło się wspomnienie, sprzed kilku dni.
Siedziałam w barze. Piłam kolejnego drinka, który w ogóle na mnie nie działał. 
Obróciłam głowę, rozglądając się po sali. Właśnie wtedy go zauważyłam. Stał pod ceglaną ścianą i patrzył prosto na mnie. Jego brązowe oczy błyszczały nawet pomimo odległości, która nas dzieliła.
Nie chciałam znowu tego przerabiać. Zapłaciłam za drinki i wyszłam tylnymi drzwiami. Poczułam chłodne powietrze na twarzy, jednak tym razem nie czułam się spokojna. Słyszałam ciężkie, wolne kroki, które cała drogę podążały za mną. Jego kroki.
Odetchnęłam, wiedząc, że będę musiała spojrzeć mu w twarz i że wtedy wszystkie wspomnienia powrócą. Powoli obróciłam głowę i udałam, że zupełnie nie przejmuję się tym, że pojawił się znikąd. 
Poprosił mnie o pomoc. Nie mówił długo, a to mi nie przeszkadzało. Nie miałam ochoty wspominać tego, jak mnie zranił. Jak wybrał bezpieczne, wyidealizowane "życie", zamiast mnie. Kochałam go. Tak bardzo go kochałam. Jednak on nadal myślał tylko o sobie. Pogodziłam się z tym. Przynajmniej częściowo. Odeszłam, aby nie mieć z nim nic wspólnego. Miałam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam. Pomyliłam się.
Teraz przyszedł i prosił, abym mu pomogła. Miałam ochotę cisnąć w niego czymkolwiek, co znalazłabym pod ręką, jednak nie zrobiłam tego. Zgodziłam się i spełniłam jego prośbę. Teraz za to płaciłam.
Poczułam, jak zimne, srebrne ostrze rozcina mój policzek. W kolejnej sekundzie po mojej twarzy popłynęła krew. Czułam pulsujący ból, który szybko znikał. Krew przestawała wypływać z rany, której już prawie nie było. Starłam ją wierzchem dłoni i zacisnęłam ręce na nożu. Byłam zła o to, że ktokolwiek mnie zranił. Że pozwoliłam na to.
Zaatakowałam go. Byłam szybsza i silniejsza. Szybko przejęłam kontrolę i zadałam mu kilka ciosów, aby skutecznie go osłabić. Potem wbiłam nóż w jego serce, przebijając je na wylot. Wyciągnęłam ostrze i spojrzałam na martwego demona.
Nagle poczułam ostry, przeszywający ból w sercu. Spojrzałam w dół i zobaczyłam czarny miecz, który przebił mnie na wylot. Z trudem wypuściłam powietrze z płuc, uświadamiając sobie, co się stało. Ostrze miecza wykutego w piekielnej otchłani zabijało każdego anioła i upadłego. Nikt nie miał szans. Nawet ja, anioł śmierci. Moja dusza miała zniknąć, rozpływając się w nicości. Nie mogłam do tego dopuścić. Znałam sposób. Był ryzykowny i nieprzewidywalny. Dlatego nikt jeszcze się na to nie odważył. Nikt nie był w stanie aż tak wiele poświęcić. Nie byłam pewna, jakie będą jego konsekwencje, jednak musiałam to zrobić. Musiałam przeżyć.
Zamknęłam oczy i zaczęłam mówić słowa, których nigdy nie powinnam wypowiadać. Chciałam oddać swoją duszę i połączyć ją z ludzkim ciałem. Moje życzenie się spełniło.


*
Prolog ni jest zbyt długi, ale mam nadzieję, że was zaciekawił.